4.01.2015

telefon z lat 70-tych / makeover

Minęło sporo czasu od mojej ostatniej wizyty w Czaczu. Szczerze powiedziawszy boję się tam jechać, gdyż każda dotychczasowa wizyta kończyła się przytarganiem do domu jakiegoś grata.
Ostatnim razem przywiozłam kwietnik, który stoi i czeka na wiosenną pogodę, abym mogła użyć papieru ściernego i farby, bo dobija mnie widok blatu w motywem marmurowej mielonki.


Ja widzę w tych przedmiotach ich piękne, przyszłe wcielenie, a moi bliscy widzą... śmieci, które odbierają nam przestrzeń w domu. Ale co zrobić, każdy ma jakieś hobby.
Ponieważ jest zima i nie mogę działać w ogródku, poszukałam innej ofiary, którą mogłabym (oz)dobić.


Dostałam kiedyś stary telefon. Stał i zbierał kurz, ale ponieważ był tak uroczo klimatyczny, nie ośmieliłam się go wyrzucić.


Ponieważ aparat był w kolorze gołębim, nie pasował mi do wnętrza, stąd decyzja o zmianie barwy obudowy. Na potraktowany drobnym papierem ściernym i przetarty benzyną ekstrakcyjną telefon naniosłam złotą farbę w sprayu, a nastepnie obkleiłam go naklejkami, które posłużyły za szablony kropek.



Turkusowe kropki naniosłam pędzlem, następnie delikatnie usunęłam naklejki. W celu zabezpieczenia farby przejechałam dwukrotnie lakierem ochronnym.

  

Telefon nadal zbiera kurz na regale, ale prezentuje się przy tym dostojnie i pasuje mi do wnętrza.



28.08.2013

tablica magnetyczna / makeover

Uwielbiam robić porządki w moim starym pokoju w rodzinnym domu. Nurkuję wtedy do garderoby i wydobywam na światło dzienne eksponaty z przeszłości. 
Ostatnio złowiłam tablicę magnetyczną po mojej siostrze i  zabrałam do domu z myślą o młodym i jego pokoju. 

Ale gdy po raz kolejny zapomniałam o wywozie śmieci, stwierdziłam, że konfiskuję tablicę i robię coś dla siebie.
Wzorem amerykańskich kreatywnych kur domowych postanowiłam mieć w domu coś na miarę "housekeeping planner" - tak naprawdę to powstała zwykła, kolorowa tablica magnetyczna, bez podziału na tygodnie i obowiązki domowe oraz bez wydrukowanych i zalaminowanych list zakupów...



Miałam jeszcze resztkę materiału od Marleny z Dreams Fabrics, z którego już kiedyś korzystałam stawiając pierwsze kroki jako łamiąca igły krawcowa:



Materiał podkleiłam dwustronną taśmą klejącą do tablicy, pomalowałam ramkę na nieśmiertelny turkus i ...




... odnalazłam plastikowe misie z magnesem z FLO, które idelanie wstrzeliły się w kolorystykę tkaniny i ramki.
(uwielbiam, kiedy przedmioty, które już dawno skreśliłam i kilkakrotnie prawie lądowały w śmietniku,
w końcu znajdują swoje przeznaczenie!)






Voila - tablica gotowa, żaden ważny termin nie powinien mi umknąć - no chyba, że zapomnę go na niej umieścić...





before/after w pigułce:



27.08.2013

Nowa odsłona


nowa odsłona, nowe logo, nowe wyzwania - a przede wszystkim pół dnia w plecy przez próby powiązania bloggera ze ścianką na fb...
w oczach mi się troi, ale może tym razem się uda.
TEST



16.06.2013

flea market diamonds

Blogowanie idzie mi strasznie ciężko. Właśnie wpadłam tu po kilkumiesięcznej nieobecności i w wersjach roboczych natknęłam się na poniższy post (luty 2013):

Po ostatnim wypadzie do Czacza, z którego nota bene nigdy nie wracam z pustymi siatkami (o zdobyczach za chwilę) postanowiłam (lub też raczej postanowiono za mnie), że czas przystopować i nie przynosić do domu tyle -cytuję- śmieci. Że niby miejsca w domu coraz mniej (no może to akurat prawda) i Bóg wie, co jeszcze.
Tak więc na jakiś czas zawieszam masową produkcję pudełek, szkatułek i kuferków. Kończę również z hurtowymi zakupami na pchlich targach, choćby nie wiem ile pięknych stoliczków czy kredensów oferowano mi za bezcen... Schluss!

Ale przed takim przymusowym urlopem pokażę Wam jeszcze, co takiego upolowałam, utargowałam i czasem też "odpicowałam":

















13.10.2012

Historia pewnego kredensu

Dawno temu, w latach 60-70-tych moja Babcia kupiła kredens. Stał od zawsze w jej kuchni, jendak gdy pod koniec lat 90-tych Babcia się przeprowadzała, postanowiono pozbyć się starego, niemodnego kredensu.
Ale nie ze mną takie numery - jako jedyna osoba w rodzinie stanęłam w jego obronie i zgarnęłam kredens do mojego pokoju. Pomalowałam go wtedy w pośpiechu na wrzosowy kolor, nie bawiąc się w renowację starego mebla.
Po kilku latach (i moim wyfrunięciu z rodzinnego domu) kredens wylądował w domku gospodarczym, gdzie przez wszystkich zapomniany służył jako przechowywalnia staroci.

Aż do wakacji 2012 roku, kiedy to ponownie zapadł wyrok i postanowiono SPALIĆ mój ulubiony kredens... Fakt, nie prezentował się zbyt atrakcyjnie:

Nie pozostało mi oczywiście nic innego, jak przetransportowanie go do naszego domu i przekonanie domowników, że odpicuję mebel i będzie prze-pięk-ny. Propozycję przyjęto bardzo ozięble i jakoś bez entuzjazmu, ale uparłam się i przystąpiłam do pracy.


Godzinami szlifowałam, odtłuszczałam, gładziłam i malowałam...




Nastąpił mały paraliż w domu, gdy rozczłonkowałam kredens i próbowałam go podrasować. Ale po kilku tygodniach, gdy już dokupiłam porcelanowe gałki do szuflad i drzwiczek, dorobiłam nowe drewniane półki, praca została ukończona:







Voila - zestawienie pistacji z zielonym groszkiem. Do tego porcelanowe gałki w kolorze ecru i deski sosnowe zabejcowane jasnym dębem. Kredens po metamorfozie już nie straszy, a jak wkrótce mi się znudzi to kupujemy nowe puszki z farbą i będę miała nowe zajęcie na kilka tygodni... czyli taka niekończąca się opowieść.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...